Ułatwienia dostępu
Sto lat Gdyni! Kusi, żeby wskazać właśnie stu najważniejszych dla miasta, ale to byłoby zbyt dosłowne. No i kto miałby ich wskazać, i według jakiego klucza?
Skoro Gdynia ma osiemnastu honorowych obywateli, siedemdziesięciu laureatów Medalu im. Eugeniusza Kwiatkowskiego, nagrodzonych „Czasem Gdyni” oraz grono uczczone pomnikami i tablicami. Ale też ponad 250 patronów ulic plus kilkudziesięciu patronów zbiorowych, a także przynajmniej kilkunastu w nazwach przedszkoli i szkół. Ten czy inny wybór zawsze będzie subiektywny i wywoła dyskusję. Oby również refleksję nad tymi, którzy pracowali dla Gdyni.
Bo o pamięć o nich tu chodzi.
Nie znamy imienia przybysza sprzed tysięcy lat. O osadnikach sprzed naszej ery mówią odkrycia archeologiczne, ale wciąż wiemy o nich niewiele. Za to pierwszym ustalonym właścicielem wsi Gdynia był w 1253 roku Piotr z Rusocina, a wymienionymi z imienia Gdynianami – Maciej i Piotr. Nieco wcześniej Oksywie miało Radosława i Jakuba. Z biegiem lat i wieków coraz więcej osób przestało w źródłach być anonimowymi, zaczęli zyskiwać też nazwiska, jak Kurowscy. Pojawiali się proboszczowie, sołtysi, karczmarze. Tworzyły się rody – najstarszym, bo zapisanym ponad 300 lat temu są Górscy.
Wiek XIX przyniósł już szeroką reprezentację Gdynian, wówczas również jako mieszkańców Chyloni, Obłuża, Wielkiego Kacka, Oksywia i pozostałych ówczesnych wsi, a dziś – dzielnic Gdyni. Ich nazwiska brzmiały z polska, kaszubska, ale i niemiecka. Znak czasów.
Pierwsi, to również przedsiębiorcy, którzy podjęli ryzyko: fotograf Roman Morawski, farmaceuta Antoni Małecki (jego „Apteka pod Gryfem” funkcjonuje już od ponad stu lat), muzealniczka dr Janina Krajewska, prowadząca Muzeum Miejskie w latach 1933-1939. Wpiszmy i pierwszego burmistrza Augustyna Krauze, prezydentkę Franciszkę Cegielską, dyrektora „Żeglugi Polskiej” inż. Juliana Rummla. Ale i wracających w 1945 roku, by założyć lub odtworzyć swoje biznesy (w ciągu kilku lat władze część z nich wydaliły jako tzw. „element zbyteczny”). Pierwsi na mecie tej czy owej, jak żeglarka Teresa Remiszewska. Iluż trzeba byłoby wymienić… Ulica Pionierów (na Witominie) pomaga nam ich symbolicznie zbiorowo uhonorować.
Grono liczne i zacne. Kadra inżynieryjna tworząca port kierowana przez inż. Tadeusza Wendę, którego mogło w Gdyni nie być, gdyby nie zrozumienie dla wagi morza u wiceadm. Kazimierza Porębskiego.
Piony urzędnicze organizujące najpierw wieś, jak sołtys Gdyni i zarazem wójt Chyloni Jan Radtke, a parę lat później miasto – tu niezwykle sprawny komisarz rządu Franciszek Sokół. Kolejni administratorzy portu na czele z dyrektorem Urzędu Morskiego inż. Stanisławem Łęgowskim.
Przedstawiciele wolnych zawodów, otwarci na przyjazd i pracę w nowym miejscu – prawnik Hilary Ewert-Krzemieniewski, lekarz Bronisław Skowroński. Osoby duchowne, aktywne i inspirujące na co dzień, a niezłomne w godzinie próby, jak Franciszka Berek i bł. ks. kmdr ppor. Władysław Miegoń.
Przedstawiciele nauki – tu prof. Kazimierz Demel i Bolesław Polkowski, bez których nasza wiedza o zasobach morza i potencjale miasta byłaby dużo mniejsza; kultury z niezapomnianą Danutą Baduszkową; sztuki – choćby malarze maryniści Marian Mokwa i Henryk Baranowski. Ludzie morza (te kadry są szczególnie liczne) dowodzący jednostkami motorowymi jak kmdr ppor. kpt. ż. w. Mamert Stankiewicz, czy zasłużony na żaglowcach kpt. ż. w. Kazimierz Jurkiewicz.
Nauczyciele „lądowi” jak dr Teofil Zegarski, a także kadra akademicka pionów morskich, których reprezentantem jest kpt. ż. w. Karol Olgierd Borchardt. Działacze niepodległościowi z Kaszubami w sercu, pozostający nieco w cieniu swego „króla” Antoniego Abrahama.
Społecznicy, organizatorzy, twórcy… Zatem zarówno wizjonerzy, jak i pracujący u podstaw. Bynajmniej nie wyłącznie przedwojenni, lecz i żyjący w Gdyni w latach okupacji, jak również po wojnie – odbudowujący miasto i port oraz kształtujący rzeczywistość przez kolejne dekady aż to teraz. Jest z kogo wybierać!
Zrozumiano już wcześniej, że bardzo trudno będzie docenić wszystkich indywidualnie. Stąd ulice: Rybaków, Szyprów, Żeglarzy (wśród nich był Władysław Wagner), Sterników czy Nawigatorów, bezsprzecznie związanych z morzem i Gdynią. Podobnie jak patroni ulic: Armatorów, Cumowników i Stoczniowców, z osobnym uwzględnieniem Spawaczy i Frezerów. Bardziej uniwersalnie brzmią choćby ulice Konstruktorów oraz Architektów – tu osobno ujęto Władysława Prohaskę i Stanisława Ziołowskiego, również dzięki którym Gdynia może trafić na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Pracowali dla miasta, dla portu i kraju.
Nie możemy też zapomnieć o wszystkich, co za Gdynię i Polskę, za ich wolność walczyli, a często i ginęli.
Oddajemy im hołd choćby nazwy ulic dotyczących grup osób: Obrońców Wybrzeża, Żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, Partyzantów, czy ogólniej – Weteranów, ale i traktowanych indywidualnie – tu płk Stanisław Dąbek, wiceadm. Józef Unrug, kmdr por. Zbigniew Przybyszewski. Także poprzez pomniki i tablice (Alfred Dyduch – najmłodszy obrońca Gdyni, który zginął w walkach). Pamiętamy też o członkach konspiracji lat wojny. O Janku Wiśniewskim (właściwie Zbigniew Godlewski) i innych ofiarach Grudnia ’70. O niezłomności ks. Hilarego Jastaka, na którego tak liczyły rzesze strajkujących w 1980 roku. O wspólnocie.
Robotnicy powojenni, jak i ci sprzed 1939 roku, faktycznie wznosili Gdynię. „Pradziadek / budowniczy Gdyni” – jak głosi napis na jednym z pomników witomińskiego cmentarza. Opisana nim osoba, zmarła przeszło pół wieku temu, nie pojawia się w przedwojennych księgach adresowych, dokumentach czy opracowaniach. Ale w pamięci rodziny, i to trzeciej kolejnej generacji, utrwaliła się jako współtwórca miasta. Czyli jako bohater. I nie ma w tym cienia przesady. Gdynia ma bowiem najpoważniejszego bohatera – zbiorowego. Niezwykłą społeczność mieszkańców, która – mimo wielu przeciwności – tworzyła jej miejskość i morskość, nadal z energią kształtuje swoją codzienność oraz z ambicją i otwartością myśli o przyszłości.